Dzisiaj krótki wpis z dwiema poradami dla ludzi prowadzących budżet osobisty domowy, którym zdaża się dłuższy wyjazd służbowy do Stanów.
Sales Tax
W Stanach ceny na półkach sklepowych nie zawierają podatku od sprzedaży (ST – Sales Tax). Podatek ten jest nawet wyliczony w podsumowaniu paragonu.
Ludzie żyjący w Stanach wrzucają ten podatek w kategorię „Podatki”. Z punktu widzenia konsumenta podatek ten jest podobny do VAT. Postanowiłem więc, za poradą Michała Szafrańskiego, doliczać go do poszczególnych kategorii.
Operacja ta robi się złożona, gdy kupujemy produkty różnych kategorii na raz. Część sklepów nie podaje nawet stawki ST przy produkcie, co sprawia że nawet żmudne, ręczne liczenie podatku jest niemożliwe. Dlatego sumę podatku rozdzielałem proporcjonalnie pomiędzy kategorie.
Wahania kursów walut
Podczas swojego pobytu, na potrzeby budżetu, stosowałem sztywny kurs dolara ustalony na przełomie miesięcy. Dzięki temu było mi łatwo utrzymać auto-walidację budżetu (cecha sprawiająca, że każdy zgubiony zarobek, bądź wydatek jest widoczny w budżecie).
Problem pojawiał się na koniec miesięca albo gdy musiałem kupić dolary za złotówki. Dodawałem wtedy jedną operację, która bilansowała mój stan posiadania z bierzącym kursem dolara.
Złotówkowe karty kredytowe i płatnicze
Czytając artykuły o finansach można znaleźć wiele powodów żeby nie używać złotówkowych kart za granicą. Nie znalazłem jednak informacji, że kwota zablokowana na karcie jest różna od tej, która zostaje zaksięgowana. Psuje to auto-walidację budżetu, albo zmusza nas do spisywania wydatków po kilku dniach od ich dokonania.
Ja bym dodał że tip z restauracji czasem podliczają po dłuższym czasie i znikają pieniądze które myślałeś że masz 🙂